Omelette du Fromage świecie
Kolejny wspaniały dzień dla naukowca. Lato jest extra, oczekiwanie na nadchodzący długi letni urlop jeszcze lepsze. 9 days. Nawet koszmary nachodzące w nocy nie są w stanie wyprowadzić mnie z radosnego nastroju, a nie oszczędzają mnie ostatnio-muszę przyznać.
Na dokładkę spontanicznie dorobiłam się nowego telefonu, który jest najlepszy na świecie.
Po przyjściu do domu z pracy o 6 pm mam 76% bateriiii!
Ostatnie 3 lata musiałam zaprzyjaźniać się z dużymi torebkami, kablami i powerbankami, a i tak w sytuacjach kryzysowych byłam zdana na siebie, bo telefon się ładował albo leżał już rozładowany. Flipek był extra ładny, wygodny, ale uświadomił mnie, na czym w telefonie zależy mi najbardziej. A mianowicie na niezawodności. Wiem, wiem. Szok i niedowierzanie. No ale czasami trzeba przejść kawał drogi, by uświadomić sobie oczywiste wnioski.
Zmieniłam też sieć po 9 latach na lepszy deal i teraz nie powinnam już znaleźć się w sytuacji braku dostępu do internetu i światów wirtualnych. Ładowarka 45 W wyruszyła w drogę razem z case'em i folijką na ekran, także zaraz będzie komplet. Telefon ma rysik, którym z łatwością można robić cuda wianki, także mam nadzieję, że i graficznie się trochę wzbogacę. No, jestem gadżeciarą, nie ma co kryć. Lubię smartfony, smart home'y i smart wearable - bawi mnie to i ubarwia codzienność. Taki mój konik.
Jeśli chodzi o zegarki, miałam jakiegoś Fitbita wieki temu, potem Garmina Fenixa, Samsunga S3 Frontiera, Samsunga 4, a teraz finalnie Verse 4. Tu znów przeszłam drogę każdej półki cenowej i rozpiętości technologicznej, by wrócić do Fitbita, który mimo okrojonych możliwości wygrywa dla mnie baterią i bezpośrednią integracją z większością używanych przeze mnie aplikacji.
Samsung wymagał appek - pomostów -łączących jedne appki z drugimi . W związku z tym gdy leżał sync w jednym miejscu, trzeba było kopać, gdzie konkretnie jest pies pogrzebany. Nie działało to tak, jakbym chciała... no i baterie.... Samsung, zarówno jeden, jak i drugi zegarek, musiałam ładować codziennie. Garmin - wyższa półka cenowa - natomiast gorsza integralność niż Fitbit (na tamten czas, a to lata temu, teraz nie wiem) i bardziej surowa tarcza zegarka. Dosyć szybko go pożegnałam. Miał od cholery wypasionych opcji - ale z czasem uświadomiłam sobie, że wcale tego nie potrzebuję i nie używam. Jedyne, na czym mi zależy, to estetyczny, pasujący do różnych okazji zegarek z długo trzymającą baterią, mierzący moje kroki i inne parametry, synchronizujący się automatycznie z aplikacjami, których używam - więc Carb Manager i KetoMojo. Do tego waga z automatycznym synchronizacją i łatwo zmienialne paski na każdą okazję -bez użycia dodatkowych narzędzi. No i jesteśmy w domu.
Co prawda Fitbit powinien popracować nad czarną szatą graficzną aplikacji i dashboardu - no i pomyśleć nad kontrolą multimediów na Versa 4 - bo brak obsługi muzyki to duży minus. Ale poza tym dla mnie bomba. Godzinka ładowania raz na 6/dni i mam statystyki zawsze na wyciągnięcie ręki.
Wszystko działa jak... w zegarku 😜
Komentarze
Prześlij komentarz