Szczęście to proces-nieszczęście- to stan


Franio (mój sypialniany google nest hub) włącza delikatne światła i odpala muzykę o 6:30
Gdy odpowiem mu dzień dobry - referuje mi pogodę , plan dnia a gdy już skończy, włącza ostatni odcinek Onet rano (mógłby tez parzyć kawę -.-)
Lubię się tak budzić zimą. 
Nakładam płatki na oczy i leżę jeszcze chwilę sluchając newsów i budząc kończyny. 
Jak zbiorę się w sobie wciągam kapciuchy i ulubiony szlafroczek .Otwieram okno, ścielę łózko a na koniec narzucam czarną  (pachnącą mgiełką Jo Malone) -kapę. 
Proszę Frania by odpalił podcast na  Richardzie (kuchenny google assistant). 
Schodzę na parter i wstawiam wodę na kawę.
W między czasie wyrzucam Dajmona do ogrodu bo młynek kawowy to jeden z jego wielu naturalnych wrogów.
Wrzucam ziarenka i miele je na miazgę. 
French press, minuta trzy i mamy nektar bogów.
 Dolewam odrobinę śmietanki i cynamonu a nadchodzacy dzień  od razu zaczyna przybierać jakąś nieco przyjaźniejszą formę. Małe rytuały stają się moim ulubionym sposobem dbania o siebie.
Nie wiem czy chciałabym i jestem gotowa by mi ktoś to rozwalił rzuconymi bokserkami, chrapaniem czy innymi atrakcjami. Jestem specyficzna a z wiekiem tylko tego przybywa.
Własna sypialnia z miejscem do pracy to coś co sobie cenię. 
Może nie wszyscy muszą łączyć się w pary?
Może wcale nie muszę nic zmieniać i zazdrościć ustabilizowanym?
Może gdy stajesz się kompletny i niezależny 
wystarczy,gdy ludzie bywają zamiast być?

Komentarze