Boom! ...I Po urlopie


Na koniec wakacji zawsze dopadają mnie czarne chmury.
Urlopu wyczekuje zawsze niecierpliwie  - oczekiwanie dłuży się w nieskończoność a pobyt w Poslce jak na złość mija w oka mgnieniu. Snuje plany i nakładam na siebie dużą presję by wykorzystać ten czas na maksa. Ostatecznie zawsze zostaje z jakimś przytłaczającym poczuciem pustki i mazgaje się na lotnisku jakby nadszedł koniec świata. 
Uświadamiam sobie wtedy, że moją główną życiową motywacją najprawdopodobniej jest .........moment śmierci -.-
Extra
Wiem, że nie chcę i boję się czuć to palące " that's it?" gdy przyjdzie mi umierać. 
Czy wykorzystałam czas należycie?  To z kolei skłania mnie by zadać sobie pytanie czy ja właściwie umiem czuć się w pełni usatysfakcjonowana? Mam wrażenie, że jakkolwiek bogato czas by nie płynął, w mojej głowie zawsze jest miejsce na "Mogło wydarzyc się wiecej". Mogłam więcej doświadczać. Czasami tak bardzo się na tym skupiam, że zapominam czerpać radość z tu i teraz. Na tym urlopie było nieco lepiej. Idę do przodu , jestem lepsza wersją siebie i z czystyms sercem dostrzegam efekty ciągłej pracy nad sobą. Niemniej wciąż jakby nie dość. I tak o. 
Always Hungry.
A to znaczy, że coś wciąż mi umyka i w ostatecznym rozrachunku-wracam do punktu wyjścia.

No wiem, wiem. Zaglądasz i czekasz na podsumowanie. To miłe. Daj mi  tylko zebrać myśli . Dużo się działo a teraz chyba dzieje się jeszcze więcej. Uruchomiłam w końcu laptopa także coś wymyślimy w wolnej chwili. Na brak weny nie narzekam. Raczej na nadmiar i muszę jakoś usystematyzować ten rozkoszny chaos.

Komentarze