9 Czerwca

Upłynęło 9 dni od ostatniego posta. Systematyczność - cenię ;)- uważam, że to starsza siostra sukcesu, niemniej nigdy za wszelką cenę. Nie chcę pisać na siłę. Te teksty wtedy szybko archiwizuję, bo przecieka przez nie jakiś brak autentyczności, a to z kolei psuje mi kompozycję całości i zaburza feng shui. 

Nasz charyzmatyczny nestor rodu- trafił do szpitala z rozległym zawałem. No nie jest lekko... Zwłaszcza gdy nie ma się mozliwości bezpośredniego wsparcia rodziny. Przytulenia. Bycia. Niemniej jestem dobrej myśli. To nie jest  zwykły człowiek , żaden tam pierwszy lepszy miękkiszon z łapanki. W szpitalu dają mu 20 lat mniej i nikogo z naszego klanu to nie dziwi. Hienio zaledwie kilka lat temu tańcował z moją mamą do rana w merlinie, kiedy ja wymęczona- już dawno tuliłam poduszkę. Będzie dobrze. 

W piatek Szacun wrócił z urlopu. Właściwie chwilę przed tym jak miałam wychodzić na autobus do Maidstone. Świetnie się złożyło- pojechaliśmy więc samochodem. W drodze raczył mnie historyjkami z wakacji. Okazało się, że ktoś życzliwy postanowił  wtajemniczyć go w tematy, które ja zdecydowałam się przemilczeć........ Extra🙈                                                                                                         (I nie dlatego ,że miałam coś do ukrycia ...na tamten czas zwyczajnie nie chciało mi się o tym rozmawiać. Było mi naprawdę orkopnie wstyd przyznać, że Piotr nie mylił się co do szui. Ostrzegał. Odwodził. No ale ja byłam mądrzejsza, nie słuchałam. Posądzałam go o brak obiektywizmu i uprzedzenia ).😖                                                                                                                                         No i tak siłą rzeczy zostałam  postawiona pod ścianą i zmuszona opowiedzieć lutowo-marcowe sensacje. Wieczorem siedzieliśmy więc w salonie i uczciwie rozmawialiśmy. Tak zleciały nam długie godziny do samego rana. Buzia mi się nie zamykała. W końcu dobrneliśmy do zakończenie felernej          " Listopadowej nocy ". Dobrze było zrzucić z siebie to wszystko. Ostatecznie chyba tego potrzebowałam i nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mam nadzieję, że to już koniec tego mało przyjemnego tematu.

                                                                           ***                                                                                  W Polsce lato rozhulało się na amen, a tutaj mamy niestety piękny wrzesień tej wiosny. Nadal czekam na siodełko. Geryon okazał się outsiderem po mamusi i świetnie radzi sobie sam na pastwisku jeśli tylko ma odpowiednią ilość trawy :) W Maidstone było przemiło,  załatwiłam co miałam do załatwienia . Co prawda tym razem nie zabrałam siebie, ani nikogo innego na randkę - odwiedziliśmy natomiast znajomych, u których zawsze jest cholernie przyjemnie. Po drodze zahaczyłam również o rozsławiony Primark, ale prócz słodkich gadgetów ze Stitchem nie znalazłam w sumie, nic wartego uwagi. Całe szczęście bo wydawanie pieniędzy na głupoty-choć na chwilę poprawia humor- oddala od realizacji planu powrotu do domu. Zostały 23 miesiące.

Go! go! power rangers.

W firmie zaczynamy letnią wyprzedaż, będzie ogień przez najbliższe dwa tygodnie. Złożyłam też papiery na jedną pozycję- nie zaszkodzi praktykować rozmów kwalifikacyjnych-nawet jeśli ostatecznie nie zdecyduję się na nową pracę. W tą Niedziele i poniedziałek mam wolne- 13 czerwca mam ważny meeting , który w dosyć istotny sposób może wpłynąć na następne 5 lat mojego życia, a wieczorkiem zapisałam się na interesujący webinar o pozycjonowaniu.  17 Czerwca seminarium SWPS. Biblia excela i kursy photoshopa też do mnie wołają z listy rzeczy do odhaczenia.

Także do dzieła.
Wspaniałego weekendu.
Fajnie, że jesteście.
kocham tego łobuza 💓

Komentarze