9 May
Od samego świtu ptaki dawały czadu , jak przekupy na targu -spragnione ploteczek po długim weekendzie. Wciągnełam na siebie powolnie szlafrok. Odsłoniając zasłony, otworzyłam okno i zaciągnełam się zapachem mokrej, świeżo skoszonej trawy. Ten zapach naprawde daje kopa.
Taki Hollywodzki poranek.
( Czujesz to? Jakbym jeszcze dodała, że machnełam rozgrzewkę i 50 martwych ciągów z obciążeniem, to nikt by mi nie uwierzył 😜 ). Dimmuś tradycyjnie już, wpakował się do wyra w pełnej swej sierściuchowości -okazując tym samym wielką radość , że jego człowiek w ogóle raczył otworzyć oczy. Wróciłam więc na chwilę do łóżka i pomizialiśmy się trochę, jak rytuał nakazuje, a potem zgodnie łapa w łapę -zeszliśmy na dół.
Młynek kawowy
(znany również jako największy wróg psa...znaczy.. zaraz po listonoszu :) wiadomo)
zmielił hałaśliwie ciemne ziarenka, błyskawicznie budząc dzielnego super bohatera do ataku
(ku uciesze -śpiących jeszcze sąsiadów-jak mniemam:)).
Gorąca woda
-french press-
Śmietanka
Odrobina cynamonu
i mamy to.
Poranek idealny.
Tak możemy zaczynać każdy dzień.
Do kawki zwykłam włączać TOK FM.
Radio kojarzy mi się z lekkością i wakacyjnymi porankami na Nowej Maszoperi (istnieje nadal?) -niegdysiejszym polu namiotowym na półwyspie Helskim
Spędzaliśmy tam z rodziną długie piękne letnie miesiące.
Dobre wspomnienia.
Ciepłe.
Wciągnełam dresy, chwyciłam niedopitą kawkę i ruszyliśmy z Dajmonem na porządny spacer do parku. Pogoda dała radę.
Gdy wróciliśmy
posiedziałam chwilę nad kursem CSS w między czasie odpisując na kilka wesołych porannych wiadomości i nieśpiesznie zaczełam się ogarniać.
Źle to zaplanowałam i z owej nieśpieszności wyszła mała obsuwa i popłoch w wyniku, którego ponownie spóźniłam się na spotkanie.
Oj ale no co.
Nobody is perfect 😁.
Jeszcze w drodze na autobus, uświadomiłam sobie, że nie wzięłam kabla do power banku- a mój telefon zaświecił rezerwą zanim jeszcze wsiadłam do autobusu.
(Tu antyreklama dla bateri w telefonach samsung flip Z 3
-bez power banku ani rusz.
3 razy B
Blichtr, blask i bezużyteczność 😆
Brawo ja.
Bez google map -leżę. Bilet autobusowy calodniowy-digital- leżę.
Brak moich wesołych duszków na wycieczce- bez sensu.
No i brak zdjęć.
No way.
Pomyślałam zatem, że trzeba by kupić kabel. Mym oczom (na horyzoncie jak oaza na pustyni- spragnionemu nomadowi ;))ukazał się banner, dobrze znanego salonu Cex.
Słodki chłopak z obsługi wyszczerzył do mnie zęby w uroczym uśmiechu.
-niestety nie mamy takiego kabla, ale szukaj w funciaku. Tam zawsze mają.
-Podziękowałam odwzajemniając uśmiech. Dziwnie jakoś się szczerzył . Po chwili dotarło do mnie, jak ta scena musiała wyglądać. Wpadam ziajana i rozczochrana, w popłochu nerwowo grzebiąc w torbie z lookiem jakbym miała za chwilę dostać zawału. Właśnie przemaszerowałam 4 km dziarskim krokiem na obcasach w piękny słoneczny dzień jak to ja , wiadomo -klasycznie - na czarno...🤦♀️ Gdy kucałam by upewnić się , czy oby na pewno nie wzięłam tego nieszczęsnego kabla poczułam jak cała krew uderza mi do uszu i twarzy- kopułka się zadymiła ...musiałam wyglądać dramatycznie. Dziiiizyys
Chłopaczek pewnie bał się , że mu zejde. . Może ma matke w moim wieku (-mógł mieć przecież 16 lat ! Nie takie cuda widziały oddziały położnicze w UK 😜), albo po prostu nie chciał trupa na swojej zmianie. Zeznania , nadgodziny.
Dobrze, że nie podszedł z taboretem .
-Pani sobie siądzie.
jejuuuu no kabaret.
Wracając do przygody. Dotarłam na przystanek. Co prawda najpierw nie na ten, co trzeba, ale chwała ewolucji za język w gębie. Zapytałam miłego starszego żula którędy na Giewont i wprowadziłam niezbędną korektę kierunku. Właściwie to w samą porę, bo zza zakrętu wynurzył się autobus nr 7. Tym razem niestety jednopiętrowy i pełny jak diabli.
Wygląda na to, że nie tylko Polskie babiczki ruszają na łowy z siatkami w poszukiwaniu promocji po drugiej stronie miasta. Ewidentnie w UK też jest to znana i lubiana praktyka. Moją uwagę przykuły 3 babeczki (z lat 99 i pół każda ) , które wysiadły z pustymi siatkami przy markecie na jakimś wypizdziejewie . Było to na tyle fascynujące (biorąc pod uwagę ilość mijanych na tym odcinku już sklepów), że chyba trzeba będzie się przejechać zobaczyć, skąd ta determinacja i lojalność konsumencka.
Na tym podobieństwa się nie kończą. W autobusie nie ma klimatyzacji- wiadomo. Okna otwarte. Gdy autobus stoi -dychawica. Gdy jedzie- Przeciąg. Wieje złem. Standard. Ciekawym rozwiązaniem jest natomiast brak lektora informacyjnego i tablic wyświetlających nazwy przystanków. To niezwykle "ułatwia" dziewiczą podróż. Wspaniałe uczucie gdy nie wiesz gdzie jesteś i kiedy właściwie masz nacisnąć przycisk STOP -( komunikujący kierowcy, że jesteś zainteresowany opuszczeniem pojazdu na następnym Bus Stop. Taki z gatunku tych przydatnych, raczej😜 gdyż jesli nikogo nie ma na przystanku a przycisk nie zostanie wcisniety -autobus po prostu się nie zatrzyma). Chwała ludzkosci za planowanie podróży google maps. Mały autobusik na planie podrózy pokazuje Ci ile zostało stopów do punktu docelowego. Siedziałam więc tak z rozładowującym się telefonem , błagając w myślach by smart phone dotrwał do końca podróży, co bym chociaż wiedziała gdzie wysiąść (ponad 60 przystanków). Na dokładkę moją wesołą podróż umilała mi namiętnie para rodaków, która ( z jakiegoś powodu) założyła, że są jedynymi Polakami w busie-> a to jak sądze, wpłynęło na swobodę ich wypowiedzi i odważny dobór tematów 💁 ->Także extra. Wcisnełabym słuchawki i włączyła audiobooka by sobie tego oszczędzić ale.. bateria.....i no właśnie.
Udało sie . Dojechane.7min opóźnienia. Not bad.
[TUTAJ MIEJSCE NA SPOTKANIE o którym nie będe się rozpisywać ]
Po spotkaniu skierowałam kroki bezpośrednio do Poundlanda. Kabel ? No problem . 3.99f ! Dobra cena ! Ostatnio gdy miałam taką bliźniaczą sytuację w Bydgoszczy, podobna (nieoryginalna) przyjemność, kosztowała mnie w okolicach 90 zł (o ile dobrze pamiętam) , ale może miałam tylko pecha. Cały ten urlop był jakiś niezbyt. Następny zapowiada się ciekawiej 💪
Gdy kupiłam ładowarkę, osiągnełam zen bo mając resztę dnia dla siebie, mogłam po prostu trochę się porozpieszczać. Dobrze mieć po drugiej stronie łączy, rezolutne- niebieskie oczy. Tak długo jak w dłoni masz działający telefon - nigdy nie jesteś sam.
Wlazłam do plugawej speluny i usiadłam na pietrze, prócz sympatycznej barmanki nie było nikogo. Angielka ,młodziutka samotna matka dwulatka -- Uwijała się sprzątając stoliki, jakby gonił ją sam diabeł. Dostałam nawet czystą szklankę! 😜Dziewczyna opowiedziała mi nieco o swoim życiu. Pensja -najniższa krajowa -w związku z czym podejmuje jeszcze dwie inne prace. Brak partnera. Małe rysujące po ścianach dziecko (HOW? ) Ostatecznie zrobiła na mnie bardzo miłe wrażenie, choć przyznam -trochę przytłaczała mnie swoją gadatliwością. Z drugiej strony, czy wolałabym być ignorowana? Zapewne nie, no i w ten prosty sposób jakoś naturalnie doceniłam swoje położenie.
Zamówiłam ciderka i frytki, które pojawiły się na moim stoliku w przeciągu 5 minut. Nie smakowały jednak jak ostatnio. Dowód na to, źe przyjemność trzeba dawkować. Za pierwszym razem smakowały jak najlepsze frytki świata. Miały smak spontaniczności.
Zjadłam, porobiłam kilka fotek, napisałam kilka słów. Ludzie zaczeli się pomału schodzić.
-Masz ochote na piwo?
Z zadumy wyrwał mnie jakiś łysy całkiem przystojny facet, który przyszedł ze starszym kolegą. Nie szukałam jednak towarzystwa. Podziękowałam grzecznie i uśmiechnełam się raczej uprzejmie a on wzdrygnął ramionami i siadł w odległości jednego stolika. Świetna odleglość- krępująca dostatecznie by mógł mi się uparcie przyglądać i bym ja, mogła uparcie udawać, że tego nie dostrzegam. Najgorzej. Od jakiegoś czasu staram się doceniać inicjatywę i pewność siebie w ludziach . Z drugiej strony takie sytuacje stresują dosyć intensywnie mojego wewnętrznego introwertyka. Z nim to już zależnie od dnia. Nigdy nie wiadomo.
CDN
Komentarze
Prześlij komentarz